Biedny Autosan, kiedyś fabryka produkująca w tysiącach proste autobusy dla PKS, a która przez resort Macierewicza została za uszy wyciągnięta z niebytu, oddała walkowerem pole walki. O 20 minut spóźniła się z wysłaniem oferty przetargowej na zakup autobusów przez MON. Aktualnie, w niewielkiej ilości, ta fabryka produkuje proste autobusy miejskie i takie same dla komunikacji międzymiastowej. Nie potrafi ta firma wyprodukować autobusu turystycznego – dużego czy mniejszego – z prawdziwego zdarzenia, zgodnego z europejskimi standardami. O silniku spełniającym obecne normy czystości nawet nie ma co wspominać. W zderzeniu z innymi producentami autobusów Autosan wygląda jak ubogi krewny, proponujący produkt co najwyżej z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Nie wiem czy takie autobusy chciało zakupić wojsko i użytkować je przez kilkanaście lat.
Aktualne produkty biednego Autosana przypominają wojskowe, niby terenowe, archaiczne tarpany. Jednym z nich zakopał się niedawno minister Macierewicz, kiedy chciał nieść dobre słowo poszkodowanym w kataklizmie na Pomorzu.
W tym spóźnieniu się z ofertą, a w efekcie nie stanięciem do przetargu, widzę drugie dno. To spóźnienie mogło być celowe, bo Autosan nie jest w stanie wyprodukować dzisiaj nowoczesnego autobusu i w zderzeniu z innymi producentami wypadłby śmiesznie. Przypomnę, że tę fabrykę przejął swego czasu Sobiesław Zasada, podobnie jak kilka innych firm motoryzacyjnych i wyszła z tego wielka katastrofa. Teraz dodatkowo zrobiło się śmiesznie. Sam minister wozi się niemieckimi BMW, a przetarg na autobusy wygrał niemiecki MAN. Niemieckimi autami wozi się cały rząd, choć bardzo Niemców nie lubi. Czyżby w tym było też jakieś drugie dno?
Czesław Cyrul